Trzeba się rozstać!
Okrutna prawda, smutna rzeczywistość… – Co mi tak po piętach wieje? – zastanawiałam się, suszując na wiślańskim Soszowie. Warunki bajeczne, mimo początkowo lekkiej mżawki, bo tak przygotowanej nawierzchni, to te trasy chyba jeszcze nie doświadczyły. Zatem jazda była niemal olimpijska. Można było sobie naprawdę poszaleć. No właśnie… Chyba za bardzo zaszalałam, bo ten powiew na piętach zastanawiał mnie coraz bardziej. Aż w końcu sprawdziłam… A tu nie mam połowy butów. Z głębokim żalem po niemal 30 latach musiałam pożegnać może buty narciarskie, gdyż po prostu rozpadły się ze starości… A taką miałam nadzieję, że będę w nich śmigać już do końca życia… No ale niestety… Ukochane Koflachy dostałam pod choinkę w VII klasie szkoły podstawowej i tak przez lata długie służyły mi niezawodnie. No i to zapinanie na jedną klamrę. Z ironią, a nawet wyższością patrzyłam na tych wszystkich narciarzy, którzy mozolili się spoceni zapinali swoje tysiące klamer, a jak raz dwa, cyk, cyk i już jazda! Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć podobne komfortowe zamykanie w nowych butach, których zakup niechybnie mnie czeka. Zrobię to z prawdziwą niechęcią!
Taka ciekawostka. Gdybym nie sprawdziła, co mi tak po piętach wieje, z pewnością jeździłabym tak do końca dnia, albo i nie, bo… no mogłoby to się skończyć nie tylko rozłupanymi butami… A zatem z dwojga złego, mimo że ukochane, to lepiej, że rozłupały się buty, a nie moje kości.
Za to soszowską jazdę polecam gorąco. Narciarze będą zachwyceni, zakładając, że nikt w 30-letnich butach już nie jeździ.
Hanna Grabowska-Macioszek