Choć w mieście może go nie widać, na stokach ma się całkiem dobrze. Oby wbrew szalejącej pogodzie utrzymał się jeszcze co najmniej jeszcze przez tydzień.
Śniegu na trasach zjazdowych nie brakuje. Gdzieniegdzie ten naturalny wspomagany jest przez ten armatkowy, ale dla narciarzy różnicy specjalnej to nie robi, a wyjeździć można się zupełnie elegancko. Co prawda następnego dnia ciężko wstaje się z łóżka, albo nie wstaje się wcale, no ale jak ktoś za bardzo szaleje, to tak to niestety bywa.
Tym razem buty całe – gorzej z resztą. Zakwasy graniczące z paraliżem niemal. No człowiek wciąż zapomina, że nie ma już 15 lat.
Natomiast nie ma to jak wypad na narty, gdy grzeje słońce. Nie wiem, czy jest coś przyjemniejszego i piękniejszego, niż zestaw: śnieg + słońce. Co prawda fakt ten może przyciągnąć więcej narciarzy, ale doświadczenie pokazuje chyba, że woleli się opalać, niż jeździć. Parking pod stokiem tak bowiem „zawalony”, że z obawą pomyślałam, że będzie na trasie gęsto, nie mówiąc już o staniu w kolejce do wyciągu. A tu i do wyciągu i na stoku. Po prostu pusto!
A zatem na drugą połowę ferii zimowych życzę szczególnie tym najmłodszym bezpiecznych szusów, mniej fanatycznych niż moje i czerpania garściami z przyjemności, jakie tylko zimowy wypoczynek śródroczny dać może.
Hanna Grabowska-Macioszek