Tak, tegoroczne lato obfitowało w zaskoczenia, jak chyba nigdy wcześniej…
Ewakuacja plażowiczów, przyjazd „carabinieni”… Ale wybuch, choć słyszalny, to najwyraźniej niegroźny… Po jego sile, wnioskować można, że to raczej jakaś zawieruszona, zasypana piaskiem petarda. I jest to całkiem prawdopodobne, bo pokazy fajerwerków na włoskich plażach to częste zjawisko w trakcie wakacji i jakieś piękne!
A włoskie plaże rozłożyste, niczym nasze bałtyckie, ale nieco bardziej złociste. Natomiast ta w Rosolina Mare srebrzy sie w promieniach słońca, jakby ktoś brokat rozsypał. Taki skrzący się w słońcu piasek, daje to efekt niezwykły. I cudowne morze… Mimo, że momentami cokolwiek brudnawe – jak to przy przypływie, to jest to chyba jedyne morze na świecie, które nie jest dla mnie za zimne, a czasem nawet gorące. W powstających na piasku zatoczkach można się naprawdę poparzyć. Warto jednak tego doświadczyć, jako takiej ciekawostki, a także wybrać się na spacer brzegiem morza.
Rosolina Mare to nieduży kurort wakacyjny na północnym wybrzeżu Adriatyku we Włoszech. Chętnie odwiedzany przez turystów, niejednokrotnie co roku tych samych. Niedaleko stąd do Chioggii, Padwy, Vicenzy, Ravenny, czy nawet Wenecji. W tychże włoskie miasta w tej okolicy – miałam to szczęście bywać (poza Rawenną), a w tym roku do mojej listy dołączyło Treviso. Poniżej parę ujęć miasta, które mimo nieprawdopodobnego upału, zwiedziłam z fascynacją włoskim klimatem, architekturą, kulturą.
Włochy obok Grecji to jedne z moich ulubionych kierunków, które mogę powtarzać i oby udawało się to jak najczęściej.
Hanna Grabowska-Macioszek