Reszta nie do poznania… Ale niekoniecznie.
Gdyby nie fakt, że znak drogowy obwieszcza, że oto przyjechało się do Okonin Nadjeziornych, nie poznałabym, że dojechałam do „mojego” znajomego ośrodka, który poza nazwą nie jest już znajomy. Nowi włodarze zaczęli z górnego „C”, robiąc swoistą rewolucję remontową w dawnym ośrodku zakładowym jednej z bydgoskich firm. I to w taki sposób, że tenże już nie straszył, a zachwycał zmianami, jakie w nim zaszły. Świetnie, że ktoś zauważył i wykorzystał potencjał tego miejsca, windując go do dzisiejszych standardów wypoczynkowych. Taka ciekawostka, albo prawdziwy cud natury, że do tej tucholskiej puszczy nawet dociera już Internet, a przecież do niedawna nawet z zasięgiem był kłopot. Telefon tylko „łapał” go nad jeziorem, co powodowało niekiedy sytuacje prześmieszne… wczasowicze z telefonem przy uchu spacerujący nad jeziorem. Dziś ci wczasowicze spacerują, siedzą, opalają się też z telefonem przy uchu, nosie, czy czym tam jeszcze, ale już powód jest inny… Ale jeśli ktoś nie może obejść się bez Internetu, to już nie będzie czuł aż takiego stresu, co kiedyś…
Natomiast z biegiem czasu to górne „C” już bynajmniej nie takie górne. Choć obłożenie pełne, co wskazywałoby na to, że mimo niedoróbek gości nie brakuje, a może należą do grona tych, co ja, że sentyment nie pozwala zapomnieć miejsca, do którego jeździ się od niemal 30 lat! Więcej, co poniektórzy z rocznym wyprzedzeniem rezerwują wczasy. Czy to oznacza zatem, że nowi właściciele nie muszą się już starać? Trudno powiedzieć, co myślą o tej tezie, ale na pewno warto to sobie wziąć do serca i na przykład częściej wywozić śmieci z terenu ośrodka. Szczególnie przy panujących obecnie upałach sytuacja robi się z dnia na dzień coraz bardziej po prostu… śmierdząca. Druga sprawa – jeśli wprowadzamy zmiany, to warto edukować wczasowiczów, a szczególnie tych stałych bywalców, którzy jak koń na pamięć maszerują przez ścieżkę, która już ścieżką nie jest, a że biegnie przez środek parceli, wypoczywające na niej osoby obserwują co dzień prawdziwe wędrówki ludów. Najwyraźniej wbity w ziemię pachołek, żeby nie przejeżdżać autem daje niewiele, bo ludzie łażą i łażą, bo kiedyś tam była droga. No racja – kiedyś! I żadne rozwieszone ręczniki, ustawione leżaki nie stanowią żadnej przeszkody. Odsuną, podniosą i lezą. Tak, albo tak: można jeszcze tej parceli nie wynajmować, albo przy rezerwacji dać informację, że jest to parcela przechodnia i albo to akceptujemy, albo nie, ale zasady są jasne. Ludzi zatem było sporo, jak zawsze w Okoninach przy okazji weekendów, kiedy to zjeżdżali okoliczni po prostu na weekend, niejednokrotnie na imprezkę, odpalając głośnik, że niosło się po całym polu campingowym. I takie zjawiska się utrwaliły…
Na pewno wiele rzeczy pozostaje do poprawienia, na przykład częstsze sprzątanie sanitariatów mile widziane. Albo rozbudowanie ich, bo przy 40 parcelach, to po 2 toalety i 2 prysznice (po 2 dla pań i panów – panowie wygrywają bo dodatkowo mają jeszcze jeden pisuar), to trochę mało.
Jednak sentyment chyba ma tu wiele do rzeczy. Zapach jeziora niezmienny ten sam, choć ono samo w sobie jak dla mnie za zimne, ale jego otoczenie pozostaje takie samo od tych wspomnianych 30 lat. I jeszcze jedno! Tak rozgwieżdżonego obłędnie nieba, nie doświadczymy w żadnym innym zakątku świata. I piszę to z pełną świadomością! Chociażby dlatego warto pojechać, by je zobaczyć! I ten dostojny tucholski sosnowy las! O niezrównanych wartościach zdrowotnych, a w tym roku pełen grzybów!
Hanna Grabowska-Macioszek