Dla mnie… W końcu!
Aczkolwiek na początku nic nie wskazywało na to, że tak się stanie. Tradycyjnie bowiem podróży do Chorwacji towarzyszył nam deszcz. „Bez włączonej na maksa klimy, nie dacie rady” – na wspomnienie porady naszego znajomego, wybuchnęliśmy śmiechem. Tak się składa, że każdorazowo niemal włączamy ogrzewanie, bo zarówno w drodze do, jak i powrotnej: leje, wieje, a temperatura bynajmniej nie wskazuje na to, że przemierzamy trasę w Chorwacji.
Do czasu… Gdy nagle słońce rozlało się na niebie… Przejechaliśmy magiczny tunel i szok… Tunel? Jakby jakiś czarodziejski portal, który przeniósł nas do zupełnie innego wymiaru. I wtedy klima naprawdę się przydała.
Dojechaliśmy, a naszym oczom ukazał się prześliczny różowy domek. „No… tego jeszcze nie było, żebym mieszkała w domku Barbie” – pomyślałam zachwycona, jako absolutna fanka tejże lalki – rozbawiona zarazem, bo rzeczywiście dom naszych gospodarzy jawił się niczym ten dream pink house. Gdyby jeszcze była słynna winda, bo wypisz, wymaluj! I ogród – cały obsadzony różowymi kwiatami… Po prostu bajka! Rozłożysta figa dawała nam przemiły cień… Zapachy ziół wypełniały i umilały każdy poranek…
Taki był początek wakacji w Sukosanie, niedużym, uroczym miasteczku, za to z okazałą mariną, w której oko przyciągały jachty. Sukosan z ruinami twierdzy, dziś tajemniczo wyłaniającej się z morza, przy zachodzie słońca wyglądającej naprawdę niemal groźnie. Plaże kamyczkowe, więc jak coś, to polecam zabrać buty do wody. A miasto leży około 15 km od Zadaru w chorwackiej krainie historycznej Dalmacji. Niedaleko stamtąd do Trogiru, Sibeniku, czy Biogradu. Można pozwiedzać okolice, jeśli ktoś preferuje wycieczki w trakcie urlopu. Mimo upału, uważam, że warto.
A dlaczego Chorwacja w końcu odczarowała się dla mnie? Z pewnością, jeśli śledzicie „Podróże z Gońcem”, na pewno pamiętacie, że każdy mój dotychczasowy pobyt w Chorwacji obfitował w szereg niezbyt miłych incydentów: kradzież hamaku, rezydent-podglądacz, czy fakt, że o mały włos, a byłoby spięcie elektryczne, kiedy to zalało nas pod namiotem, a kable doprowadzające prąd były podpięte. I korki na drodze. No tym razem też były – dramatyczne, ale o tym – innym razem, bo w sumie to jakaś tam, powiedzmy, pociecha, że utrudnienia dla kierowców to nie tylko domena polskich autostrad.
Natomiast tym razem wszystko zagrało: miejsce, pogoda, a nade wszystko cudowni, wspaniali ludzie, u których wakacyjnie gościliśmy.
I jeszcze dementując różne doniesienia między innymi na temat klęski żywiołowej, jaką miała być w Chorwacji plaga komarów. No owszem może dziabnął mnie jeden, czy dwa. Latały, ale bez jakiejś intensywności, czy zajadłości. Ot, jak zawsze zdarza się na wakacjach. A drożyzna? Podobno co poniektórzy nawet odwoływali wycieczki z tego powodu. Na pewno jest drożej, niż było za naszych pierwszych razów w Chorwacji. Pamiętajmy, że wprowadzone w obieg Euro na pewno nie spowodowało spadku cen. Ale żeby były jakieś haniebnie wysokie? Nie zauważyłam. Fakt Sukosan jest małym miasteczkiem, więc przypuszczam, że może być drożej niż w Zadarze. Na przykładzie lodów: w Sukosanie – 2 Euro, w Zadarze – 2,5. Myślę, że obecnie wszędzie jest drożej, na przykład nad Bałtykiem, czy w Tatrach.
Hanna Grabowska-Macioszek