Co roku daje absolutną wartość dodaną.
Na przekór przysłowiu „Cudze chwalicie, swego nie znacie”, bo repertuar Tygodnia Kultury Beskidzkiej to swoisty przegląd regionalnych zespołów folklorystycznych głównie z Beskidów (jak sama nazwa wskazuje), ale i niezupełnie, a zatem nie do końca na przekór, bo po okresie pandemii wiślański Amfiteatr ugościł ponownie przyjezdne kapele z zagranicy: Ukrainy, Turcji, Bułgarii, Macedonii i wielu innych zakątków świata. Feria kolorów, muzyki, tańca i radości, bo muzyka góralska daje ją jak rzadko która. Do tego przepiękne stroje ludowe i wielka ochota, by swoją twórczością z widzami się podzielić, wspólnie przeżywać i zachwycać się.
Tradycyjnie zespoły prezentowały swoje repertuarowe tańce, ale i obrzędy. I to na scenach Wisły, Szczyrku, Żywca, Oświęcimia, Ujsoł, Makowa Podhalańskiego, Istebnej i Bialska-Białej.
Wisła jak wiecie to dla mnie od zawsze miejsce, do którego powracam w różnym celu: górskiej wędrówki, nartowania zimą, wakacji, a tym razem po prostu specjalnie na wiślański finał Tygodnia Kultury Beskidzkiej (jak co roku). Ale nie tylko ja, bowiem TKB to jedna z takich imprez, na którą ludzie niejednokrotnie przyjeżdżają z całej Polski, a nawet i ze świata.
Kto nie był, niech wybierze się za rok. Wtedy bowiem 60-lecie wydarzenia i sądzę, że będzie się działo!
Hanna Grabowska-Macioszek