Istnieje rzecz jasna tylko na kartach baśni Williama Makepeace’a Thackeraya, niemniej rok bez niej, to dla mnie rok stracony.
I takim był 2019! Bo los nie skierował mnie w tamte okolice. Najwyraźniej nikt jako dziecko nie wygnał mnie do lasu i nie pozbawił tronu, żebym aż do paflagońskich ogrodów mogła zawędrować w podartym płaszczyku i jednym buciku. Żaden drwal (a tak naprawdę baron Szparagino) drugiego bucika, ani drugiej połowy płaszczyka nie odnalazł…
2020 rok za to mimo, że w powyższe wydarzenia także jak na razie nie obfitował, do wspomnianych ogrodów mnie przywiódł. Bo oto w końcu po wielu, wielu latach, są wreszcie dostępne dla zwiedzających! Aż trudno w to uwierzyć! I nie sposób znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczegóż to włodarze Pieskowej Skały dopiero teraz je udostępniły? W Pieskowej Skale byłam już tyle razy (swobodnie myślę, że razy te mogłyby konkurować z tymi razami z Jawornika) i były zamknięte chyba od zawsze. Można było wychylić się z zamkowego dziedzińca zewnętrznego i popatrzeć z nostalgią na ich piękno. Pokuszę się nawet o taką złośliwość, że nie wiem, czy ostatnią osobą która przechadzała się nimi, nie była Katarzyna Figura w roli Królewny Rózi.
Najpierw był film (mój ukochany na zawsze), a potem przyjazd do Pieskowej Skały, bo pierwszy raz byłam w zamku jako zupełnie mała dziewczynka, która zapragnęła zobaczyć miejsce, w którym nakręcili jej najukochańszą bajkę.
Dziś po kolejnej wizycie w Pieskowej Skale, ponownie „Pierścień i różę” obejrzałam. I to jest dopiero niezwykłe być, a potem porównać zamek w realu, z tym z filmu. Nie muszę chyba tłumaczyć, że te dwa światy są cokolwiek różne. Natomiast serce rośnie, że Pieskowa Skała tak wypiękniała. Jest wyremontowana, zadbana i jakże wspaniale można „szaleć” po tamtejszych krużgankach.
Wielokrotnie zastanawiałam się, co przed tylu laty tak uwiodło mnie w tej przedziwnej tak naprawdę opowieści, że z takim sentymentem do Pieskowej Skały wracam i nadal uważam za kultową (mimo wielu niedoróbek: kiedy Rózia wygnana z zamku przekracza jego bramy, widać na przykład kratki ściekowe. No ale takie, czy inne wpadki zdarzają się w każdym filmie).
Zaznaczyć trzeba, że baśń Williama Makepeace’a Thackeraya, na podstawie której Jerzy Gruza nakręcił swój film, jest adresowana na pewno do dzieci, ale chyba nieco starszych niż 9 lat, aczkolwiek moja córka, oglądając, była zachwycona. A może udawała, żeby mamie nie było przykro? Na pewno nie ryczała, jak opętana, jak ja kiedyś, gdy Księcia Bulbo prowadzili na szafot. Jasnym jest też fakt, że bez przeczytania książki, wiele wątków z filmu będzie niejasnych. Musiałam robić za tłumacza. Baśni z zaczarowanymi przedmiotami dodającymi urody, szczęścia, bogactwa (tu tytułowy pierścień i róża) jest wiele, więc tej odpowiedzi nadal nie znajduję. Książka angielskiego XIX-wiecznego pisarza stanowi zabawną satyrę na tamtejsze społeczeństwo. To taka ciekawostka i film także nieco przerysowany niczym w krzywym zwierciadle ukazuje ludzkie przywary i słabości. Jego atutem są przepiękne plenery Jury Krakowsko-Częstochowskiej, prześmieszne wpadające w ucho piosenki i gwiazdorska obsada. Żal tylko, że wielu z tych wybitnych aktorów już nie żyje. Warto podkreślić także fakt, że Jerzy Gruza zastosował tu odważne rozwiązania, na które przed nim nie pokusił się żaden reżyser.
Na koniec taka refleksja. Dziś dla małych dziewczynek księżniczki, to przeważnie te z Wytwórni Walta Disneya. Moją na zawsze i jedyną pozostanie Rózia z buzią Katarzyny Figury.
Polecam odwiedziny w Pieskowej Skale. Może i na Was rzuci swój urok. Sami zobaczcie, czyż nie jest piękna? A jej historia sięga tak naprawdę czasów Kazimierza Wielkiego.
Hanna Grabowska-Macioszek
P.S. Czekam na możliwość zwiedzania altany, w której Królewicz Lulejko pisał dla Rózi miłosne poematy!