O takim jednym… „Don Pedro”, czyli szpiegu z Krainy Hvar. „Carramba!”

2 lipca 2021

Mam ogromne wątpliwości, czy żeby opisywać tytułowego bohatera tego artykułu, nie szkoda mojego czasu i tegoż portalu? Na pewno ani tekst, ani postawa „Don Pedro” pana H. nie jest po linii programowej Gońca Górnośląskiego. (Przypomnę opisuję sprawy i ludzi tylko dobrych, miłych i ładnych. Ani jednej z powyższych nasz bohater nie spełnia!) Trudno nawet określić po jakiej linii, ale opisywana postać nie jest, jak z pewnością co poniektórzy pomyślą, fikcyjna. Tak tacy ludzie zdarzają się naprawdę!

Nie wierzycie? No cóż! Obyście nigdy nie musieli przekonywać się o prawdziwości istnienia naszego bohatera, bo kontakt z nim do szczególnych przyjemności nie należy. Potraktujmy zatem, żeby znaleźć w nim jakiś pożytek dla Czytelników, opis ten, jako taki ku przestrodze.

Do tej pory zastanawiam się, czy Pan H. nie pomylił ścieżek swojej kariery zawodowej. Jako gwiazda programu Kabaret Biura Podróży RT prezentuje: „Wakacje na Wyspie Hvar”, wróżę karierę ogólnoświatową.

Pech chce, że z rezydentami hotelowymi miałam już do czynienia. Byli mniej lub bardziej profesjonalni, niemniej Pan H. – patrz wyżej fragment o kabarecie.

– Dzień dobry! Jestem państwa nowym rezydentem – odbieram na kilka dni przed końcem urlopu telefon. – Pani Ania już nie jest rezydentką i ja ją zastępuję i okazuje się, że państwo nie zapłacili za taksę klimatyczną. Prawie zemdlałam! Mogłabym nie kupić sobie pamiątki z wakacji, ale żeby nie uiścić koniecznych opłat? – Owszem płaciłam za taksę – stanowczo odpowiadam! – A ma pani potwierdzenie? A jaka to była kwota? Pani Ania twierdzi, że nie ma tej opłaty – brnie dalej jakże sympatycznie Pan H. Czy to moja wina, że ktoś ma bałagan w papierach, jest nieprofesjonalny, a już jak sądzę, biuro podróży powinno wyjaśniać takie sprawy między swoimi pracownikami, a nie zakłócać wypoczynek, „oskarżając” swojego klienta o brak wpłaty. Ośmielę się, wysnuć też teorię, że być może Pani Anna nie dała nam potwierdzenia wpłaty celowo? Ale być może to zbyt daleko idące podejrzenie. Próbując sama wyjaśnić sprawę z panią Anną, w telefonie usłyszałam już, że nie ma takiego numeru. Czyżby zatem zapadła się pod ziemię… z naszym potwierdzeniem?

Spotkanie z nowym rezydentem – 18.00 dnia poprzedzającego nasz wylot do domu. – O tak myślałem, że to państwo – rzuca na powitanie pan H. – Tak Was obserwowałem i tak właśnie podejrzewałem, że pasujecie do opisu. Okazuje się, że pan H. od kilku dni przebywał w naszym hotelu i „obczajał” swoich „podopiecznych”. Podglądacz? Obserwator? Szpieg z Krainy Deszczowców? Jak tak przypominam sobie rysy jego twarzy, to jak wypisz, wymaluj Don Pedro „Carramba”. Tylko czarnej peleryny brakowało! Faktycznie był taki facet! Ale byłam przekonana, że to jakiś podstarzały kawaler z rodzicami przyjechał na wczasy. Jak go nawet spotkałam kiedyś, wracającego z miasteczka, pomyślałam: „O synek „urwał się” rodzicom”. A tu, proszę: nasz nowy rezydent! Dziś żadne zmiany kadrowe nikogo nie dziwią, niemniej gdy zmienia się rezydent, powinien zorganizować nowe spotkanie, oficjalnie się przywitać, przedstawić, a nie podglądać swoich turystów… Mam nadzieję, że tylko podczas posiłków w hotelowej restauracji, albo przy basenie, a nie na przykład pod prysznicem? Ale może się czepiam?

Zaskoczeń nie było końca! Państwo mają wyjazd z hotelu 6.30 do Dubrownika. Zaraz, zaraz? Wylot miał być ze Splitu! Taki drobiazg! Jak wspominałam, na Hvar można wyłącznie dostać się drogą morską i biuro nie sprawdziło połączenia prom-samolot. Jak skomentować to, jak nie: „Drobnostka… Hej, ocean, słońce, wiatr… Hej jest okay, jest okay drobnostka…” No tylko, że ani drobnostka, ani okay, (ani nawet ocean – zgadza się słońce i wiatr, i …upalisko!), bo o wylocie ze Splitu nie było mowy, bo nie było szans zdążyć na samolot, gdyż prom nie wypływa o tej godzinie, by móc zdążyć na lotnisko. Do Dubrownika o 300 km dalej – bagatela! „Drobnostka”? – No ja nie rozumiem państwa oburzenia! Tak jest co roku. Co to za różnica, czy Split, czy Dubrownik? – dziwił się nasz rezydent. No to skoro tak jest co turnus i co roku, to może najwyższy czas, coś z tym zrobić? Czas trwania podróży z wylotem był zatem porównywalny, jakbyśmy jechali własnym autem. Po to wybraliśmy lot, by poszło sprawnie i szybko. No niestety! Na szczęście niezbyt długo staliśmy na granicy chorwacko-bośniackiej – tak na granicy! To też taki mały bonus, a tak naprawdę dyskomfort, bo przecież Bośnia i Hercegowina nie należą do UE, a podróżowaliśmy z dowodem osobistym, a nie paszportem. Na szczęście konieczny był tylko dowód. Niemniej niepotrzebny stres. Wspomnę, że na lotnisko przyjechaliśmy wyłącznie z kierowcą. – Ja państwa do Dubrownika nie odwiozę, bo nie miałbym jak wrócić na Hvar – usłyszeliśmy od rezydenta. Ojej, a to pech! No to może wpław?

I jeszcze jeden bardzo istotny aspekt czasowy. Pierwotnie planowany urlop zmienialiśmy specjalnie po to, by nasza córka zdążyła na zakończenie roku szkolnego, na galę taneczną sezonu oraz obóz taneczny. Gdyby nie zmieniły się covidowe przepisy: dziecko podróżujące do Chorwacji i z Chorwacji z osobami zaczepionymi do 12 roku życia jest zwolnione z wszelkich obostrzeń, wszystkie powyższe plany musielibyśmy przez niefrasobliwość biura podróży zarzucić, bo w wyznaczonym przez biuro punkcie, nie zdążylibyśmy zaraz po przylocie zrobić jej testu antygenowego. Musielibyśmy szukać gdzie indziej za dodatkową opłatą.

Oczywiście, nie czepiajmy się! W dobie COVID-19 wszystko jest możliwe. Natomiast po prostu zabrakło jakiejkolwiek informacji i …empatii – pan H. też nie chciał jechać do Dubrownika, wolał z grupą z Warszawy do Splitu – pokory. Inaczej byłoby zupełnie, gdyby pan H. przeprosił za zamieszanie i zmiany, a nie stawał w kontrze i starał się błysnąć żartem, który był chyba tylko śmieszny w jego odczuciu. Brak kindersztuby się kłania, w zamian buta i nonszalancja. – O! Państwo mieli śniadanie zagwarantowane przez hotel w dniu odjazdu – nie wiedziałem?!? Ale za to były lunchboksy! Co zawierały? Lepiej nie wiedzieć! Brak profesjonalizmu i po prostu chamska postawa według mnie kwalifikują do zwolnienia z pracy. Czyżby zatem kabaret? Z prostackim humorem… i znikającą panią Anną w głównej roli kobiecej. Pan H. chyba jednak jako kabareciarz też szczególnej kariery by nie zrobił. A zatem: „Hej, kotku weź, nie martw się… I nie wiesz, co czuć teraz masz. To słodkie mała!…” No cóż, nie od dziś wiadomo, że nie mam poczucia humoru i wszystko biorę na serio.

Zza którego drzewa śledził nas nasz „Carrabma”? Kto zgadnie?

Hanna Grabowska-Macioszek