No to jak nie góra, to co w takim razie? Jezioro? No chyba nie!
Góra, góra… Taka adekwatna dla mnie. Szczyt moich możliwości turystycznych i jeden z moich ulubionych… Bo w Jaworniku. Wiśle! Dla wytrawnych amatorów zdobywania górskich szlaków, z pewnością to nie „góra”, niemniej trzeba mierzyć siły na zamiary… Lepiej nie będę rozwijać tego tematu… Ale trzeba mieć na uwadze swoje predyspozycje fizyczno-kondycyjne, a przede wszystkim osoby, z którymi się wędruje, by bez płaczu i za dnia ze szlaku zejść bez konieczności forsowania szlabanu, by zawieruszonych maruderów na szlaku szukać. A zatem jak najbardziej Soszów góra i polecam!
Natomiast wyprawa na Soszów s Doliny Jawornika to przemiły spacer po trasie znanej, sprawdzonej, na której można napotkać też i pasące się owieczki, a kiedy pogoda dopisuje, to nawet w listopadzie potrafi być prawdziwie pięknie!
No sami zobaczcie!
Natomiast po ostatnim pobycie na Soszowie, refleksja nasuwa mi się inna. Czy wjazd autem na szczyt, to już turystyka? Bo takich turystów tam też nie brakuje. A na szlaku powoli robi się droga szybkiego ruchu, gdzie turyści – ci piesi – mszą uciekać na pobocze, by ci „samochodowi” wjechać na szczyt mogli. Uważam, że dla tych drugich – bezwzględny zakaz i surowe mandaty za jego złamanie. A dojazd autem jedynie dozwolony dla mieszkańców i zarządców oraz obsługi schroniska i innych znajdujących się na szczycie lokali gastronomicznych.
Hanna Grabowska-Macioszek