Serce na dłoni

18 sierpnia 2014

Z pewnością dałby, gdyby mógł wyjąć je z klatki piersiowej. Tak w wielkim skrócie można scharakteryzować pana Władysława Pilcha z Wisły Jawornik, który swoim wczasowiczom zapewne nieba by uchylił.

Skromny, uczciwy, pracowity. Serdeczny, uprzejmy i niezwykle gościnny. Dusza człowiek. Gospodarz pełną gębą. Każdego, kto zawita w progi Gospodarstwa Agroturystycznego przy ulicy Nowej 4 w Wiśle Jawornik, wita po królewsku i od razu zaprasza na kawę. Dziś takie przypadki można zaliczyć do rzadkości, gdzie wynajmujący noclegi traktuje swoich letników, jak prawdziwych gości. Niektórych może to dziwić, szokować, lekko irytować, u innych wzbudzać niedowierzanie, czy nawet podejrzliwość. Jak w dobie, gdzie żądza pieniądza poróżnia niekiedy całe rodziny, ktoś może okazać taki gest? – To nasza tradycja rodzinna – mówi pan Władek Pilch. – Kawę zawsze trzeba na dobry początek wypić, a jeśli można to zrobić w doborowym towarzystwie, tym lepiej. To przełamuje lody – podkreśla. Faktycznie w rodzinie Pilchów picie kawy to niemal rytuał. Pamiętam z dzieciństwa, gdy spędzając wakacje u brata pana Władka, co niedzielę gospodyni pukała do naszego pokoju: – Pani Aniu, zapraszamy po kościele na kawę – zwracała się do mojej mamy pani Aniela. A gospodarz pan Stanisław każdego ranka witał nas: – Dzień dobry, bo jest dobry! Niezwykła pogoda ducha, promienne usposobienie naszych gospodarzy, sprawiało, że z przyjemnością w ich gościnne progi wracały i wracają całe pokolenia Grabowskich.

O nietuzinkowości i niezwykłości gospodarskiego podejścia do prowadzonego biznesu świadczą liczne dyplomy, które pan Władek otrzymał od wypoczywających u niego gości. Laurki od dzieci, podziękowania od kolonistów i ich wychowawców, czy poszczególnych wczasowiczów są żywym świadectwem na to, jak niecodzienną osobą jest pan Władek. Zawsze służy pomocą, a zabawnymi anegdotami z życia wziętymi, niejednokrotnie poprawia humor. Wszędzie go pełno, bo zawsze ma mnóstwo spraw do załatwienia: odebranie gości z dworca w Wiśle, wypranie i dostarczenie do pokoi czystej pościeli, palenie w kominku. Atrakcji u niego nie brakuje – organizuje na przykład kulig z imprezą góralska i pieczeniem kiełbasek, zapewnia także serwis narciarski, czy zniżki na basen i obiady. Niektórzy letnicy podejrzewają, że pan Władek ma brata bliźniaka, bądź pod jego posesją wybudowana jest sieć podziemnych korytarzy, co pozwala mu wykonywać jednocześnie wszystkie te czynności naraz.

Gospodarstwo Agroturystyczne nie funkcjonowało by tak sprawnie i znakomicie, gdyby nie żona pana Władka – Ewa. To ona dba, by obejście zachwycało bujną roślinnością ukwieconego ogrodu, a wszędzie panowała czystość i ład. Od razu widać tu rękę prawdziwego fachowca branży hotelarskiej, prawdziwej gospodyni. Zawsze życzliwa i uśmiechnięta jest niewątpliwą ozdobą tego miejsca.

Swój biznes, który Ewa i Władek Pilchowie prowadzą od około 30 lat traktują bardziej jako sposób na życie, a odwiedzających go ludzi, jak przyjaciół. Specjalnie dla nich pan Władek zbudował drugi dom. Mają swoich stałych bywalców, ale i całe rzesze nowych turystów, którzy jak raz tu przyjadą, zaczynają jeździć już stale. Niezwykła siła przyciągania? Nadprzyrodzone moce? Narkotyczny amok? A może po prostu szczerość, kultura osobista i bezpośredniość. Przymioty, o które tak dziś trudno. Nie wierzycie? Sami się przekonajcie.

 

 

Hanna Grabowska-Macioszek