Brzmi co najmniej, jak 11 przykazanie z Dekalogu… Cnota to niewątpliwa, lecz nie o nią tym razem chodzi… Niemniej…
Niemniej, jak to przy poniedziałku bywa, opanowanie gniewu, tego przez małe „g” jest czasem bardzo trudne. Jak się przekonałam, są i tacy, którzy Gońca Górnośląskiego czytają „po łebkach”. I mają do tego prawo, tylko niech potem nie oburzają się, jeśli nie zauważą zamieszczonej informacji. Nie ma poza tym, o co kopii kruszyć, skoro już dawno jest po terminie konfliktowego wydarzenia, a nawet więcej… Wydarzenia, które nie odbyło się wcale. Spiesząc z wyjaśnieniem… Po to właśnie jest symbioza gazety papierowej i jest wersji internetowej. Wydrukowanej informacji, nie sposób zmienić, dlatego warto śledzić też naszą stronę internetową, bo jeśli cokolwiek zostaje odwołane, zmienione, to od razu zamieszczamy informację. Dziś w dobie COVID-19 odwoływanie imprez, czy zmiany terminów wydarzeń chyba nikogo nie powinny już dziwić. Zachęcam zatem pokornie do śledzenia www.goniec-gornoslaski.pl i naszego FB, a i do bardziej uważnego czytania wersji papierowej.
Jak to i przy poniedziałku bywa, ruch na drodze też powraca z weekendowego rozleniwienia i bardzo łatwo usłyszeć: „No blondynka za kołkiem”! Najwyraźniej co poniektórzy nie rozumieją pojęcia kultury osobistej za kółkiem, niemniej uczciwie przyznaje, że do umiejętności Roberta Kubicy, czy Krzysztofa Hołowczyca sporo mi brakuje.
I jeszcze pani, która umoralniła mnie i zdyscyplinowała, co to znaczy bezpieczna odległość: „Proszę panią, 2 metry. Wiem, bo pracuję w szpitalu” – pochwaliła się klientka. „Panią… to co najwyżej można poprosić do tańca i jeśli już to proszę pani” – odpowiedziałam uprzejmie.
Jakże zatem cudownie, że nie tak dawno przyszło mi opanowywać Gniew! Ten przez duże „G”. Gniew i niezwykłej urody i dostojności zamek krzyżacki, będący atrakcją turystyczną uroczego miasteczka o tej samej nazwie. „Opanuj Gniew” to hasło promocyjne miasta. Sami przyznajcie, że trafione w dziesiątkę! W tamtejszym zamczysku miałam okazję być już po raz drugi. Za pierwszym razem trafiłam na imprezę plenerowa zjazdu rycerskiego. – Koronaświrus, granice pozamykane, więc najazd szwedzki w tym roku nam nie grozi – zażartował nasz przewodnik, prawdziwy mistrz fechtunku i kat. Rekonstrukcja najazdu szwedzkiego, jest bowiem jedną z najważniejszych, odbywających się tam latem wydarzeń. Obecnie zamek znajduje się w ręku prywatnych właścicieli. Gmina zdecydowała się go przekazać ze względów finansowych. Myślę, że to chyba dziś jedyny dobry sposób na ratowanie i rewitalizację polskich zabytków. Nakłady, by takie zamczysko utrzymać w świetności są niewyobrażalne, a na przykładzie Gniewu, widać ogromną różnicę, stanu obiektu sprzed 10 lat, a teraz.
Zamek znajduje się na lekkim wzniesieniu. To ważne, bo stąd pochodzi też jego nazwa. Gniew nie oznaczał bowiem złej emocji, ale według języka dawnych Polan, plemion zamieszkujących tamte okolice – wzniesienie, wzgórze. Jak nietrudno się domyślić, dzieje zamku wiążę się z Zakonem Krzyżackim. To właśnie Krzyżacy bowiem byli budowniczymi obiektu, powstałego na planie czworoboku, następnie rozbudowanego, który stał się potem siedzibą starostów, w tym Wazów. I losy zamku za ich rezydowania przypomina właśnie rekonstrukcja najazdu Szwedów. To bitwa stoczona pod Gniewem 22-29 sierpnia 1626 roku, wpisująca się w wojnę o ujście Wisły, pomiędzy dwoma kuzynami: Królem Szwecji Gustawem Adolfem Wazy i Królem Polski Zygmuntem III Wazą. Starostą w Gniewie był, zanim jeszcze został królem, Jan Sobieski, który wybudował obok istniejącego zamku wspaniały pałac modrzewiowy dla swojej żony Marysieńki. Z wagi na to, że w całości był z owego modrzewia, nie przetrwał do dziś, ale był pięknym romantycznym darem dla ukochanej żony.
Zamek ma bogatą ekspozycję. Szczególnie przerażająca jest sala tortur. „Witam w mojej pracowni. Ciekawe, kto dziś nie będzie mógł spać w nocy” – ponownie zażartował nasz przewodnik. Do tej pory zastanawiam się, czy dobrym pomysłem było zabieranie tam mojej córki.
Niemniej zamek w Gniewie odwiedzić na pewno warto. Warto też zaopatrzyć się w suchy prowiant, bo gastronomia wokół gniewskiego rynku po prostu nie istnieje, a szkoda. To idealne miejsce, by otworzyć nieduży, ale smaczny lokal. Sukces murowany.
Hanna Grabowska-Macioszek