Niż nakazuje tradycja, a może i nie? Każdy ma wszak swoje tradycje, w tym rodzinne. A moją jest wycieczka górskim szlakiem w dniu Święta Niepodległości.
Tak od kliku lat składa się, że co roku 11 listopada, jeśli tylko pogoda dopisuje (o ostatnimi czasy listopad bywa bardziej słoneczny niż lipiec), wyruszam na szlak, by jeszcze choć odrobinę nacieszyć się jesienią w górach. I zupełnie niechcący w mojej rodzinie narodziła się taka tradycja właśnie! Z dala od marszów niepodległości i nierzadko, a obecnie coraz częściej palenia rac i innych przepychanek, my mamy swój własny marsz z plecakiem na plecach do górskiego schroniska. A tym razem trzeba było maszerować intensywnie, bo choć słońca nie brakowało, chłód listopada dawał znać o sobie i wystarczyło na chwilę się zatrzymać i było już naprawdę zimno, ale jakże pięknie. Krajobraz Beskidu Śląskiego o każdej porze roku potrafi zachwycić! Sami zobaczcie!
A ogrzać można się było pysznym jedzeniem serwowanym na szczycie Soszowa. Tamtejsze schronisko działa, mimo, że z jedzeniem na wynos!