Niesłychane, ale jednak! A przekonuje mnie o tym Marek Szołtysek, dziennikarz, badacz i znawca kultury regionu i słynny śląski gawędziarz, którego spotykam w Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie”.
No zatem jak to z tym gołębiem? Jak z pewnością podejrzewacie nie jestem tym szczególnie zachwycona, bo przecież nie od dziś wiadomo, że gołębie nie należą do moich ulubionych istot… No chyba, że na talerzu (tak na marginesie… znów wiją gniazdo na moim balkonie i zalotne gruchu, gruchu budzi mnie wczesnym świtem codziennie… Spryskałam już balkon czym tylko mogłam, no i zobaczymy… Najgorzej, że mój świąteczny wyjazd i nieobecność w domu może się skończyć, jak przypuszczam jajami w gnieździe… ). No ale do talerza wracając…
Na szczęście gołąb z opowieści Marka Szołtyska, ma bardzo wiele wspólnego z talerzem właśnie, bo to gołąb upieczony z… ciasta! Jak mówi Marek Szołtysek tradycję pieczenia takich gołębi z rozpostartymi skrzydłami poznał, będąc kiedyś na Wielkanoc we Włoszech. – Tak się kiedyś zdarzyło, że Wielkanoc zastała mnie we Włoszech – wspomina Marek Szołtysek. – Wiosną we Włoszech otwarte są już campingi i właśnie na takim jednym postawiłem kamper. W Wielką Sobotę z całą rodziną usiedliśmy przy stole przed kamperem i malowaliśmy jaja… Jak tradycja to tradycja. Na Wielkanoc jaja muszą być malowane. A przechodzący koło nas ludzie nie wierzyli własnym oczom. Tak ich to nasze malowanie dziwiło, że pytali po co my to robimy, że pierwszy raz widzą coś takiego. No to ja opowiedziałem co nieco o naszych świętach w Polsce. Na tyle na ile udało mi się to przekazać w obcym języku. W sklepach we Włoszech są już czekoladowe jajka, zające, ale tradycji malowania nie ma. Dla nich to było taakie odkrycie! A dla nas wtedy co innego. Bo taka jedna Pani, która też na tym campingu wypoczywała, pobiegła do swojego kampera i podarowała mi gołębia upieczonego z ciasta. Jako chyba takie podziękowanie za to, że coś o polskich świętach jej opowiedziałem. Gdybym to porównał, to jak u nas jest taki baran z ciasta, to tam gołąb. No i też raczej się go nie je, tylko stoi jako taka ozdoba… Może potem się go zjada? – opowiada Marek Szołtysek.
No przecież! Po świętach… To i ciach barana.
Hanna Grabowska-Macioszek