Urządzenie wydaje się być już na tyle popularne, że obecnie trudno wyobrazić sobie zimowy ośrodek narciarki bez nich. Armatek. Śnieżnych rzecz jasna.
Nabywa je z pewnością każdy właściciel, który szanuje i dba o komfort użytkowników wyciągów narciarskich. Biorąc pod uwagę fakt, że śnieg w dzisiejszych czasach staje się powoli zjawiskiem nadprzyrodzonym, a na pewno dobrem deficytowym, armatki śnieżne są jakby niezbędnym urządzeniem, by można korzystać z uroków zimy. Nawet jeśli tego naturalnego śniegu brak, dzięki nim przy odpowiedniej temperaturze można go wyprodukować na potrzeby narciarzy, snowboardzistów, sankarzy i innych amatorów białego szaleństwa. Prawdą jest, że gdyby nie śnieżne armatki, musielibyśmy niejednokrotnie porzucić nasze marzenia o szusowaniu w polskich górach. W tym roku poza trasami zjazdowymi, przypominają one raczej późną jesień, bądź wczesną wiosnę. Choć w tym roku pierwsi narciarze na stokach pojawili się już z końcem listopada, to obecnie niestety bez produkcji sztucznego śniegu, nie mieliby w górach czego szukać. Prognozy pogody na razie przynajmniej nie wskazują na to, by odpowiednia do jazdy pokrywa prawdziwego śniegu miała się na rodzimych stokach szybko pojawić. Cała więc nadzieją w armatkach śnieżnych. A skoro Boże Narodzenie i Nowy Rok nie były białe, to może znów Wielkanoc…? Przekonamy się niebawem.
Tekst i foto: Hanna Grabowska-Macioszek