Diabeł był straszny…nie taki jak go malują

9 września 2014

Zaczęło się od wielkiej fascynacji i wędrówki po górskich szlakach. Taki właśnie początek ma zbójeckie życie, jakie wiedzie Leszek Młodzianowski ze swoją zbójnicką grupą rekonstrukcyjną Karpackie Zbóje. Nam przybliża dzieje dawnych śląskich zbójników.

 

 

– Od 8 lat jestem przewodnikiem beskidzkim, a do tego ogromnym pasjonatem folklorystyki, etnografii, wszystkiego, co ma związek z szeroko pojętą góralszczyzną. Kiedy oprowadzam turystów po górskich pasmach, prędzej czy później pada pytanie na temat tamtejszych zbójników – mówi Leszek Młodzianowski. – Jeszcze jakiś czas temu niewiele wiedziałem na ten temat. Słyszałem coś tam o Ondraszku, Janosiku bo o nich się i czytało, i słyszało najwięcej. Ale za sprawą tych pytań, tak mnie wciągnęły te i inne o zbójcach historie, że zacząłem czytać książki, kroniki, odwiedzałem archiwa państwowe w poszukiwaniu zbójnickich śladów. Stworzyłem portal Szlak Zbójników Karpackich www.zbójnickiszlak.pl. Szlak ten ciągnie się na przestrzeni 4,5 tys. km. Przez 6 krajów: Polskę, Słowację, Czechy, Ukrainę, Rumunię i Węgry. Jest na nim zlokalizowanych tysiąc miejsc, które bardzo szczegółowo opisałem – tłumaczy Leszek Młodzianowski.

Stworzenie jednego z największych portali o zbójectwie zajęło panu Leszkowi 4 lata. Następnie powstała Fundacja Zbójnicki Szlak, dzięki której jest szansa na pozyskanie środków na rozwój tego przedsięwzięcia – by szlak wirtualny stał się terenowy. Pan Leszek powołał grupę rekonstrukcyjną Karpackich Zbójów, którzy specjalizują się w napadach, śpasach góralskich, czyli grach i zabawach, wieszaniu za poślednie ziobro – organizują prawdziwie zbójeckie imprezy. Ponadto zajmują się produkcją gadżetów zbójnickich, szyciem kostiumów. Prowadzą też wypożyczalnię sprzętu zbójniczego: ciupag, flint, palic i biuro podróży, które oferuje turystom wędrówki w miejsca, w których niegdyś grasowali prawdziwi zbójcy.

Jak opowiada pan Leszek, Śląsk miał także swojego Janosika. I to nie jednego. Poza Ondraszkiem po beskidzkich szlakach zbójnikował między innymi Jerzy Fiodor zwany Proćpakiem z Kamesznicy, Józef Baczyński zwany Skawickim ze Skawicy, Sopek Bury, Martyn Portasz, bardzo groźny i okrutny zbój, Tomasz Masny. – Jest naprawdę bardzo wielu hetmanów zbójnickich, którzy grasowali po Beskidach na przestrzeni właściwie 400 lat od XVI do XIX wieku. Potem rozprawili się z nimi ostatecznie Habsburgowie, proceder zbójnictwa został całkowicie zlikwidowany. Powołano regularne oddziały wojska, by walczyć ze zbójnikami, wprowadzono sąd doraźny, który działał w ten sposób, że kiedy złapano jakiegoś zbójnika, od razu go skazywano na śmierć przez powieszenie na szubienicy za poślednie ziobro – mówi Leszek Młodzianowski. – Co warto podkreślić! My bazujemy na micie zbójnickim, czyli ukazujemy to zbójnictwo jako coś wesołego, pozytywnego – zabieranie bogatym, dawanie biedny. Natomiast tak naprawdę byli to bardzo niebezpieczni, okrutni i nieobliczalni bandyci. Napadali na konwoje kupieckie, karawany cesarskie, grabili, więzili i często zabijali. Niemniej jednak mieli wielki posłuch wśród ludności wsi. Budzili ogromny szacunek i respekt. Byli silni, przystojni, bardzo inteligentni, przezorni. Ale najczęściej zabierali zarówno bogatym, jak i biednym, a dawali sobie. Choć zdarzały się przypadki szlachetnych zbójników, którzy na przykład stawiali fundacje sakralne, kościoły, kapliczki. W taki sposób chcieli odkupić u Pana Boga winy za swój niechlubny proceder – kwituje pan Leszek.

Z relacji pana Leszka wynika jednak, że raczej pecha miał ten, kto spotkał zbójnika na swojej drodze. A jego dobry i prawy wizerunek, tak malowniczo prezentowany w filmach, to reżyserska fikcja.

Tekst i foto: Hanna Grabowska-Macioszek