I to od 36 lat! Co za sytuacja!?! Odwiedzić go kilka razy w roku, rzecz obowiązkowa!
Tak, od 36 lat właśnie to trwa i jak sądzę, będzie jeszcze trwało. Jak długo? Tego nie wiem? Niemniej pobyt w nim działa na mnie zadziwiająco dobrze. Tak właśnie błogo regeneruje mnie mój Jawornik. Niemal jak detoks, zbawienny balsam, plaster miodu. To tu ładuję akumulatory, odzyskuję chęć do wszystkiego, zyskuję nowe pokłady energii. Niektórzy zrywają ze mnie tak zwane boki, że „A ta zaś do tego Jawronika jedzie”. No trudno, niech się śmieją. Jeśli dzięki temu, mają lepszy nastrój, niech im wyjdzie na zdrowie. W końcu podobno śmiech działa na nie zbawiennie. A ja wbrew opiniom wszelakim, własnie w Jaworniku odżywam. Pamiętając te wszystkie cudowne lata, kiedy spędzałam tu całe wakacje (jako dziecko), wracam za każdym razem bardzo chętnie. Nie tylko z okazji wakacji, ale o każdej porze roku: wiosną, zimą, czy jesienią nawet. Dla mnie o każdej z nich wygląda wspaniale. Chociaż przez ten czas 36 lat zmienił się nie do poznania (niekoniecznie na lepsze), jakoś tak nadal cieszy mnie spacer nad rzekę, która jest tu jedną z nielicznych constans. Teraz tylko wydaje się zupełnie maleńkim, wysychającym gdzieniegdzie strumyczkiem. Dziw bierze, że zdobywałam w niej niegdyś pierwsze pływackie umiejętności…
Jaworniański krajobraz obrósł nieco w nowe zabudowania, a budowa co poniektórych rozpoczęła się około 30 lat temu i nie zmieniła się szczególnie przez ten czas. Stoi w miejscu, bądź w posuwa się w tempie co najmniej żółwim. Być może dlatego, że czas w małych miejscowościach wolniej płynie?
Na pewno też nie zmienił się smak tutejszych ostrężyn i innych owoców lasu, a już na pewno widok najpiękniej ukwieconych łąk. Takich jak te w Jaworniku, nie znajdziecie nigdzie indziej.
Z pewnością są, czy znajdą się tacy, których to miejsce nie uwiodło, czy nie uwiedzie. W porządku… Tak jest ze wszystkim. Sama bywam, czy bywałam w miejscach, do których specjalnie nie tęsknię. Za Jawornikiem za to zdarza się, że i cały rok.
Hanna Grabowska-Macioszek