Nie taka znowu Barcelona

31 lipca 2018

Od dawna była naszym marzeniem. Podsycanym regularnie z roku na rok w okresie wakacyjnym. Rzec można by, zobaczyć ją… i umrzeć… Na szczęście życie toczy się dalej.

 

I jak sądzę, jest jeszcze wiele przed nami cudownych miejsc do odkrycia, które swoim urokiem na pewno ją przyćmią. Na pewno. Teraz to wiemy… Ale od początku.

Wszystko zaczęło się od zachłyśnięcia się przesympatycznym filmem Woody’ego Allena „Vicky Cristina Barcelona”. Jego akcja rozgrywa się w tym mieście właśnie i jak to w kamerze bywa, wszystko wygląda pięknie, a nawet wręcz obłędnie. I to do tego stopnia, że zachwyceni filmem zapragnęliśmy Barcelonę odwiedzić. Wspomnieć należy, że film ów wcale znów nie jest jakąś świeżynką, ale pozycją z 2008 roku. Tak wtedy to byliśmy piękni i młodzi, niedługo po ślubie, więc film ten, jak i uwieczniona w nim Barcelona wydała nam się zjawiskiem zgoła niecodziennym. „Kiedyś tam pojedziemy” – obiecaliśmy sobie wówczas zakochani oczywiście nie tylko w Woodym Allenie. Od pamiętnego seansu minęło aż 10 lat. Dziś jesteśmy nadal tylko piękni… niemniej marzenie o Barcelonie udało nam się spełnić. Niestety jak to często z marzeniami bywa, rzadko kiedy nasze wyobrażenie o nich, ma odzwierciedlenie w rzeczywistości… Tak niestety było w przypadku „naszej” Barcelony. W tym miejscu z pewnością wielu entuzjastów tego miasta będzie chciało mnie zhejtować co najmniej, ale trudno. Każdy ma prawo do wyrażania swoich opinii.

Szczery zachwyt wywołała u mnie Sagrada Familia, secesyjny kościół o statusie bazyliki (Świątynia Pokutna Świętej Rodziny). To przyznaję zupełnie otwarcie. Jako wielbicielka twórczości Antoniego Gaudiego nie brałam pod uwagę innego scenariusza. Co prawda budowla ta od razu na myśl przywodzi mi cudowne zamki z piasku, jakie zawsze budowała dla mnie na plaży moja mama (być może właśnie to piękne wspomnienie jest głównym powodem mojego zachwytu, kto wie?), to na pewno jest to jeden z ciekawszych obiektów, jakie widziałam w życiu. Co ciekawe – od góry powoli pokrywa ją już mozaika, powoli i jak sądzę jeszcze długo potrwa proces wyłożenia jej w całości. Podobno – jak twierdziła nasza przewodniczka – koniec inwestycji datuje na 2026 rok. Ciekawe? Biorąc pod uwagę fakt, że słynne dzieło mistrza Gaudiego jest wciąż w budowie nieprzerwanie od 1882 roku, to ten 2026 rok jak sądzę, może być, ale wcale nie musi finałem przedsięwzięcia. Powiedzmy to sobie szczerze, władze Barcelony zwietrzyły w ciągle budowanym obiekcie niezły biznes. Podejrzewam, że podobnych będących w stanie wiecznej budowy zabytków, jest niewiele na świecie, a to niewątpliwie przyciąga turystów. Ponadto, ci którzy widzieli ją w remoncie, po jego zakończeniu pewnie przyjadą jeszcze raz, by sprawdzić, jak się prezentuje już ukończona. I to by było na tyle jeśli chodzi o mój zachwyt Barceloną.

Pozostałe miejsca nie zrobiły na mnie aż takiego wrażenia. Owszem miasto niebrzydkie, ale takich dużych, zatłoczonych widziałam już wiele. Nigdy wcześniej za to nie widziałam tak zakorkowanych ulic, a na słynnej La Rambla z wiadomych powodów czułam się co najmniej nieswojo. Co poza tym? Niestety nasi przewodnicy i rezydenci chyba trochę niepotrzebnie aż tak bardzo przestrzegli nas przed grasującymi niemal wszędzie kieszonkowcami. Wkręciłam się, przyznaję, w taką psychozę na tym tle, że ciągłe obsesyjne pilnowanie portfela, czy aparatu fotograficznego, zepsuło mi nieco zarówno przyjemność zwiedzania Barcelony, jak i chyba też cały urlop. Ale być może dzięki temu nikt mnie nie okradł?

Co w podsumowaniu? Nasuwa mi się tylko jedna refleksja. Jeśli ktoś widział Rzym, żadne inne miasto nie zrobi na nim wrażenia. A co samej Barcelony? Być może za bardzo marzyliśmy i podsycaliśmy jednak przez lata ten zachwyt? Być może?

Hanna Grabowska-Macioszek