Rozmowa z Markiem „Maniolem” Manickim założycielem i gitarzystą Zespołu Highway
Przedstawiłeś mi się jako lider zespołu… zespołu muzycznego, a tymczasem odwiedzając oficjalną stronę internetową Highway’a czytam, że Highway to autostrada…
Marek „Maniol” Manicki: No poniekąd… Highway to właśnie z angielskiego po prostu autostrada. I to jest taka autostrada muzyczna. Łącząca style muzyczne: blues, rock, boogie, country – style wywodzące się z południa Stanów Zjednoczonych, mające swoje korzenie w latach 70., kiedy to rodziła się muzyka rockowa. Gramy zatem muzykę opartą na tych właśnie starych kanonach.
Ta muzyka Was uwiodła na tyle mocno, że połączyła – w Highway’a?
MMM: To jest jakaś taka wypadkowa naszych upodobań muzycznych, a uwiodła nas po prostu prawda, która jest w tej muzyce. Trudno stwierdzić nawet, kiedy to tak naprawdę się zaczęło, w czym miało swój początek, bo wydaje mi się, że słuchamy jej od zawsze. Ale gdybym miał sprecyzować? Hmm, byliśmy młodzi, pełni wiary we wszystko, pozytywnie do wszystkiego nastawieni. To było tak, że zanim powstał Highway każdy z nas grywał już w jakiś innych składach. Grywaliśmy wtedy często w jednym z bytomskich klubów na różnych jam session. Kiedy okazało się, że klub ten może przestać istnieć, postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce, stwierdziliśmy, że przecież to nie może tak być, bo my musimy przecież dalej razem grać. Mogę powiedzieć też tak, że w moim zamyśle zawsze było stworzenie zespołu, bo ja zawsze chciałem grać, chciałem tworzyć muzykę autorską. Nie „goniłem” za graniem coverów, tylko chciałem pisać swoje teksty, swoje piosenki, swoją muzykę. Ten zespół zatem był nieunikniony.
A pierwszy koncert z Highwayem? Taki pierwszy na poważnie!
MMM: Każdy nasz koncert jest tak jakby pierwszym i każdy jest oczywiście na poważnie. Każdy koncert to ważne wydarzenie. Nieważne, czy mamy grać na małej imprezie, czy dużej, podchodzę do grania z wielką dbałością i każdy koncert mnie ogromnie cieszy. Ale do tego takiego pierwszego przygotowywaliśmy się chyba z miesiąc. Zaprezentowaliśmy już wtedy 10 utworów autorskich i też kilka coverów. To był sierpień 2001 roku. W tamtych czasach takich zespołów było bardzo wiele, ale grały przeważnie po pół roku, parę miesięcy. My gramy już siedemnaście lat, bo decydując się wtedy na wspólne granie, wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli przestać. To nasza pasja, życie – nie do końca, bo każdy z członków zespołu pracuje jednak zawodowo, a ta muzyka to taka nasza odskocznia, „ucieczka” od codzienności.
Skład zespołu zmieniał się przez lata. Jaki jest aktualny?
MMM: Skład się mocno zmieniał, zależnie od zespołu i niezależnie. Czasem ludzie sami odchodzili, czasem trzeba było komuś podziękować. Obecnie gramy w składzie: Zygfryd „Zyga” Soporowski (wokalista), Marek „Maniol” Manicki (gitarzysta), Krzysztof „Cegła” Sergiel (druga gitara), Tomasz „Perula” Cygan (bas), Arek „Yankes” Jurkiewicz (perkusja), Darek „Koszał” Koszałka (instrumenty klawiszowe).
Powiedzmy jeszcze o najnowszej płycie „Gruzz&Roll”. Jej premiera miała miejsce w kwietniu tego roku zaraz po Wielkanocy na scenie Teatru Nowego w Zabrzu.
MMM: To nasza czwarta płyta. Powiem nieskromnie, że bardzo fajnie wyszła. Co ciekawe – została wydana również na winylu, na co mało który zespół naszego pokroju się decyduje, ale chcieliśmy naszym fanom i kolekcjonerom zrobić taką niespodziankę.
Cała rozmowa z liderem i gitarzystą Highway’a już w październiku na łamach Gońca Górnośląskiego, do którego wnikliwej lektury zachęcam. Tam bowiem pojawi się informacja, co należy zrobić, by wygrać najnowszy krążek zespołu pod tytułem „Guzz&Roll”.
Hanna Grabowska-Macioszek