O powieści „Adwokat spraw ostatnich. Kontrakt”, realizmie w kryminałach, fascynacjach literackich i metafizyce wizyt w prosektorium z autorem Pawłem Mirosławem Szlachetką rozmawia Marcin Wilk
– Arthur Clark, Stanisław Lem, Isaac Asimov. Co te nazwiska dla Pana znaczą?
– „Koniec wieczności” Asimova, „2001: Odyseja kosmiczna” Clarka, Lema, a zwłaszcza „Astronauci”. To oni obudzili moją wyobraźnię. I dlatego właśnie oni pojawiają się w „Adwokacie spraw ostatnich”. Chciałem w ten sposób zaprosić czytelników do zabawy literackiej. Według mnie to duża frajda we współczesnej powieści znaleźć tropy, które wiodą do ważnych książek, które ukazały się przed 50 laty.
– „Adwokat spraw ostatnich” to zwykły kryminał czy coś więcej?
Zakładając, że pod określeniem „zwykły kryminał” rozumie pan prostą historię opowiadającą o tym, jak detektyw krok po kroku rozwiązuje zagadkę morderstwa, to nie pamiętam, kiedy ostatnio przeczytałem zwykły kryminał. Przecież od lat ten rodzaj literatury przeżywa swój renesans właśnie dlatego, że nie jest już kryminałem jak z czasów Christie czy Chandlera. Jest powieścią obyczajową z wątkiem kryminalnym, w którym postać i perypetie osobiste prowadzącego śledztwo są niekiedy ważniejsze od zagadki. Jest polem rozrachunku autora z bolesną historią lub z patologiami współczesnego świata.
Ja chciałbym częściowo powrócić do starej szkoły – gdzie zagadka i tajemnica są najważniejsze. Chciałem też, żeby moja książka przekroczyła kilka granic – ale nie granic brutalności, przyzwoitości czy podobnych rzeczy. Chciałem, by rozszerzyła granice świata rzeczywistego o obszary, które istnieją, ale rzadko pojawiają się w powieściach kryminalnych. W Adwokacie mamy więc świat realny, ten wokół nas, wirtualny, czyli stworzony w sieci Internetu, i zaświaty. Wszystkie one się przenikają, są od siebie zależne. I w takiej właśnie rzeczywistości działają Max Werben i Tamar Sarnecka. Oni także przekraczają granice, ich miłość, uważana za niemożliwą, sprawia, że ich losy toczą się tak a nie inaczej. Bohaterowie muszą dokonywać ciągłych wyborów, a te zbliżają ich lub oddalają od rozwiązania zagadki. A jeśli przy okazji tego wszystkiego czytelnik odkryje kilka literackich smaczków i dostrzeże oko, które do niego puszczam… zabawa będzie tylko lepsza.
– Część akcji dzieje się w świecie wirtualnym…
Także. Mój powieściowy Alter World to inna wersja Second World, który istnieje w Internecie od kilku lat. Tam ludzie – przedstawiani przez swoje awatary – mają domy, romansują, uczą się i zarabiają realne pieniądze. A wspomniane przeze mnie trójwymiarowe okulary i oprzyrządowanie umożliwiające wejście w taki świat i odczuwanie go niemal, jakby był realny, też już są w trakcie ostatnich opracowań. To nie fantastyka, to już rzeczywistość. I wiadomo, że tę rzeczywistość poszerzoną o wirtualny świat już dawno odkryli przestępcy. Dlaczego więc mamy ograniczać się do polowania na nich tutaj, skoro można i tam? I to w sposób raczej niespotykany w innych powieściach.
– Mówimy o alternatywnych światach i komputerach, ale Pańska książka jest też metafizyczna. Wierzy pan w duchy?
Kiedyś pewnie od razu powiedziałbym, że nie, skądże. Jednak im jesteśmy starsi, tym częściej się zastanawiamy, czy jest coś po drugiej stronie. Pewnie dlatego, że tak trudno pogodzić się nam z ewentualnością nieistnienia. A idea, że po drugiej stronie jest jeszcze coś więcej, pomaga nam wytrwać w końcówce życia z uśmiechem na twarzy i nie zasypiać z przerażeniem w duszy. Więc wierzę, że po drugiej stronie śmierci jeszcze coś jest. Zapewne coś innego, niż mówią nam różne religie, ale nie o tym jest moja powieść. Nie buduję żadnej filozofii. Bazuję na dobrze nam znanej koncepcji duchów, które nie mogą odejść do światła, dopóki nie rozwiążą swojego ostatniego problemu. Do tego angażują Maxa Werbena, adwokata. Choć ich rola w powieści jest dość istotna, to cała intryga rozgrywa się wśród żyjących. Bo „Adwokat” to nie powieść metafizyczna, lecz po prostu kryminał, który dzieje się na wielu poziomach, a te mają pozytywnie zawrócić w głowie czytelnikowi.
– Na jednym z nich duchy mają swoje problemy.
– Czasem się słyszy, że dusze mają takie same problemy jak ludzie w naszym świecie. Być może one też muszą się dowiedzieć dlaczego i co się stało, że muszą zostać na ziemi. I tu zaczyna się pomysł jednego z wątków powieści, który ma wymiar kryminalny.
– Równocześnie współczesne kryminały często sporo mówią o świecie współczesnym.
– W mojej książce nie ma sytuacji, które nie spotkalibyśmy w realnym świecie: śledztwo, sekcja, sposób prowadzenia policyjnej agentury. Nie ma też mechanizmów, które nie funkcjonowałyby w realnym świecie.
– Pan chyba lubi zderzenia. Świat duchów i brutalna rzeczywistość. Bohaterowie obojga płci…
Jeśli chcemy napisać powieść prawdziwą, musi być w niej sporo przeciwności, bo na nich zbudowany jest świat. Są biedni i bogaci. Zwycięzcy i ofiary. Narodziny i śmierć. „Adwokat spraw ostatnich” to opowieść o pewnej ekstremalnej sytuacji, czyli zbrodni. Ktoś kogoś zabił, ktoś został do czegoś zmuszony. Ale reszta to „zwykła” codzienność, w której Maks musiał się podjąć wyzwania, bo jeśli by tego nie zrobił, mógłby nawet umrzeć. Jak w życiu – wybory na każdym kroku. Osobiste, zawodowe. Myślę, że im bardziej powieść przypomina życie, tym mocniej dociera do czytelników. Dlatego też moi bohaterowie są jak zwykli ludzie. Tamar z wyglądu jest przeciętna: lekko puszysta, trochę piegowata, żadna miss świata. Maks też nie jest supermenem – choć wysoki, to chudy. Jedynie ich osobowości i talenty nie są przeciętne.
– Pisze Pan w oparciu o własne doświadczenia?
Tak. Nie piszę o niczym, czego nie wiem, w czym nie uczestniczyłem, czego nie widziałem, lub nie „posmakowałem”.
– Ale wątek profanacji Pan wymyślił?
– Ten z książki akurat tak. Ale przyznam się, że np. po długich poszukiwaniach udało mi się dotrzeć do faceta, który pije krew. Na Zachodzie społeczności wampiryczne są zresztą o wiele bardziej rozbudowane. To oczywiście są śmiertelnicy, chociaż wierzą, że picie krwi wydłuża ich życie. Więc w mojej książce naprawdę niewiele rzeczy jest zmyślonych.
– Wizyta w prosektorium?
– Też. Pamiętam scenę, kiedy chirurg otwierał nieboszczyka i wyjmował chochlą wnętrzności.
– Chochlą?
– Taką właśnie chochlą. Jak w wielkich kuchniach. Spytałem czemu akurat chochlą. I usłyszałem, że nic lepszego nie wynaleziono.
– A konstrukcja powieści? Też jest kilkuwymiarowa?
Staram się dostosować do obecnego świata nie tylko treścią, ale i formą. Dziś w rozrywce dominuje przekaz wizualny. Szybkość, skrótowość. W literaturze też wszystko cały czas się zmienia. Współczesne mroczne kryminały skandynawskie różnią się od opowieści o panu Poirocie czy Sherlocku Holmesie jak noc od dnia. A po drodze mieliśmy Hammeta, czarny kryminał Chandlera, kryminał filozoficzno-literacki Ecco. Według mnie, następnym krokiem jest scenariuszowy trop budowania powieści, jej klimatów, nagłych zwrotów akcji i zaskakujących point. W taki właśnie sposób zbudowałem „Adwokata spraw ostatnich”.
Rozmawiał Marcin Wilk