Za nami wyczekiwana przez cały rok Noc Muzeów. Pierwsza stacjonarna po pandemii. Instytucje muzealne z soboty na niedzielę przeżywały prawdziwe oblężenie!
I co? Wróciliście do domu w jednym kawałku?
Tłumy waliły do Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie”. Kolejka do wejścia sięgała aż parkingu przy pobliskim Centrum Handlowym. Co dobitnie wskazuje na to, jak bardzo wciąż uwielbiamy się bać. Bo otóż skansen tradycyjnie już postawił na śląski horror, ale tym razem w zupełnie nowej odsłonie! – Teren naszego muzeum tym razem opanowali szaleni naukowcy – mówi Anna Macherzyńska z Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie”. – Eksperymenty – rzecz straszna, ale na pewno ciekawa i kolorowa. Jak zawsze zwiedzanie odbywało się grupowo, etapowo, no i można było się wystraszyć – podkreśla.
No pewnie: wioska widmo, w której szalony naukowiec przeprowadza swoje eksperymenty… Strach się bać. Czy zwiedzającym udało się zatem wrócić do domu w jednym kawałku, bez modyfikacji i ingerencji szaleńca? Na szczęście tak, natomiast jak pewnie przypuszczacie, działo się! A w postaci rodem z upiornego laboratorium wcielili się aktorzy z Kolektywu Teatralnego Lufcik na Korbkę. – Elementy śląskiego horroru, czyli dawna demonologia, połączona z motywami innych kultur, czasów. Sięgamy do popkultury, kultury dawnej, na przykład hebrajskiej, więc efekt bardzo eklektyczny, ale i ciekawy – podkreśla Radosław Matysek z Kolektywu Teatralnego Lufcik na Korbkę. – Tytułowy bohater: ekscentryczny naukowiec, który w naszej fabule kupił opuszczoną wioskę i zmienia ją w laboratorium inżynierii genetycznej – przybliża fabułę „spektaklu” Radosław Matysek. A zatem można powiedzieć, skansen w roli demonicznej wioski. No trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce do tego typu inscenizacji.
Bo inaczej, niż spektaklem, nie można nazwać tej Nocy Muzeów. Rekwizyty, charakteryzacja i kostiumy tak obłędne, że wrażenia po prostu niezapomniane. I jak nietrudno się domyślić, a moi wierni Czytelnicy to wiedzą doskonale, moja Noc Muzeów bynajmniej nie skończyła się w momencie opuszczenia skansenu. Miażdżący uścisk ręki jednego z bohaterów, niemal nie połamał mi palców, a noc dla mnie trwała do rana, fundując mi senne mary, w trakcie których oczywiście byłam głównym „materiałem” do genetycznych ulepszeń, Świt powitałam z ulgą. Takie właśnie wrażenie pozostawia skansenowska Noc Muzeów, a że jak każdy, a na pewno ten kto odwiedził skansen, lubię się bać, czekam już niecierpliwie na przyszłoroczną odsłonę!
Hanna Grabowska-Macioszek