Pierwszy konflikt zbrojny w skali światowej, zwany Wielką Wojną, obalił nie tylko porządek polityczny na naszym kontynencie, ale także przeobraził styl życia i mentalność wszystkich mieszkańców Europy, w tym także pruskiej oraz austriackiej części Górnego Śląska. Jak duże piętno odcisnęła I wojna światowa na losach Górnoślązaków dowiemy się z wystawy prezentowanej od 18 września 2014 do 22 lutego 2015 w Muzeum Śląskim.
Wojenna rzeczywistość…
Bohaterami ekspozycji przygotowanej z okazji setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej są nasi dziadowie i pradziadowie, których wraz z wybuchem wojny objął masowy pobór do wojska. Jego konsekwencją był wymarsz na front oraz frontowa rzeczywistość, z którą radzili sobie na różne sposoby. Trudną do zniesienia rozłąkę z rodzinami starano się złagodzić rutynowymi zajęciami i nawykami. Coraz powszechniejsze stawało się palenie papierosów, najczęstszego prezentu od cywili, które z czasem wyparło palenie fajki. Z ich popularnością wiąże się również przesąd mówiący o tym, że nie powinno się odpalać trzech papierosów od jednej zapałki. Zrodził się on w okresie I wojny światowej, gdy strzelcy wyborowi czekający za linią wroga właśnie w ten sposób namierzali żołnierzy przeciwnika. Jednym z eksponatów, który przypomina nam o rozpowszechnianiu się tego obyczaju, jest pozłacana papierośnica z napisem Verdun, przywieziona jako pamiątka z wojny przez jednego z mieszkańców Górnego Śląska, Józefa Szeję z Siemianowic Śląskich.
… w okopie i szpitalu polowym
Miesiące, nawet a lata spędzone na froncie, gdzie latrynami były prowizoryczne dziury w ziemi niezabezpieczone przed opadami i podnoszeniem się wód gruntowych, sprzyjały powstawaniu różnych chorób, które zbierały ogromne żniwo wśród stacjonujących żołnierzy. Najczęstszą dolegliwością była tzw. stopa okopowa, którą wywoływało długotrwałe noszenie mokrego obuwia. Nawet najmniejsze zakażenie powodowało, że noga puchła i zaczynała gnić. Jedynym sposobem przeciwdziałania tej chorobie była amputacja, dokonywana w okopach czy prowizorycznych szpitalach. Często dopiero w nich żołnierze mogli odpocząć od rzeczywistości frontowej i skorzystać z dostępnych środków higieny, np. z tzw. sitzbadów (wanien kąpielowych).
I wojna nie bez przyczyny określona została jako „rzeź narodów”. Po raz pierwszy zastosowano wówczas nowe technologie oraz nowe rodzaje broni. Pojawił się czołg, armaty i pociski dużego kalibru, wzrosło znaczenie ciężkiej artylerii, zastosowano powszechnie dziś kojarzony właśnie z I wojną światową gaz musztardowy (tzw. iperyt, od miejscowość Ypres, gdzie po raz pierwszy został użyty) i chroniące przed nim maski.
Zniszczenia i groza wojenna
Ekspozycja prezentuje wydarzenia między przełomem lipca i sierpnia 1914 roku a listopadem 1918 roku, czyli zakończeniem wojny. Jednak dla wielu Górnoślązaków tułaczka wtedy się nie skończyła. Niektórzy z nich z niewoli powracali przez kolejny rok. Wracali ranni, okaleczeni do rodzin, które przez wiele lat pozbawione były źródła utrzymania, jak rodzina Pawła Piernikarczyka pochodzącego z Łabęd koło Gliwic. W styczniu 1915 musiał opuścić żonę, dwuletniego syna Feliksa i kilkudniową córeczkę Agnieszkę. Walczył na froncie flandryjskim do listopada 1918. Z zachowanej książeczki wojskowej wiadomo, że chorował na chroniczny katar żołądka i przebywał m.in. w szpitalach w Grudziądzu i Brukseli, zanim powrócił do rodziny.
I wojna światowa toczyła się niemalże na wszystkich kontynentach i morzach. Jak bardzo zmieniła ona losy Europy wskazuje fakt, że rozpoczęło ją 8 państw, a zakończyły 33, wśród nich Polska, do której nie dane było powrócić wielu walczącym. Początkowo publikowano nekrologi i listy zabitych i zaginionych żołnierzy, lecz ich ogrom spowodował, że zaprzestano je zamieszczać. Wśród poległych było także wielu mieszkańcy Górnego Śląska. Losy kilku z nich będzie można poznać dzięki wystawie w Muzeum Śląskim.
Tekst i foto: Muzeum Śląskie