Pomimo tego i tak jest najlepsza! Wisła!
Plan był ambitny: po raz kolejny zdobywamy Soszów. No bo jakże to być w Jaworniku i nie powędrować na Soszów? Przecież to już tradycja! No tradycja tradycją, ale aura pokazała różki i to, jak bardzo naszą tradycję w poszanowaniu ma. Pomruki burzowe ostudziły i nasz zapał, by ową tradycję podtrzymywać, a na pewno tym konkretnym razem. No trudno.
Nie było się nad czym zastanawiać. Bardzo szybko zatem zmieniliśmy plany. Nie mieliśmy specjalnie innego wyjścia. Ulewa w górach nie jest zbyt przyjemna. A wszystko na to wskazywało, że jest ona nieunikniona. Po prostu w tył zwrot i zamiast na Soszów, powędrowaliśmy do centrum Wisły. Bynajmniej nie smucąc się z tego powodu, bo spacer wiślańskim deptakiem jest równie przyjemny. Przyjemny pomimo faktu, że aura za wygraną dać nie chciała i próbowała nas zniechęcić i do spacerowania deptakiem. Działania te okazały się jednak nieskuteczne, bo spacerowaliśmy mimo deszczu. Jak i większość turystów, bo przy tamtejszych straganach, w kawiarniach, restauracjach, a i na samym Rynku było ich całe mnóstwo. Aż miło było popatrzeć na parasole i peleryny przeciwdeszczowe we wszystkich kolorach tęczy. Bardzo wesoły i ładny obrazek. I powiem, że i tak było fajnie. Inaczej być nie mogło. To Wisła przecież.
Ale co ciekawe? Po powrocie do domu okazało się, że deszczowo było tylko w Wiśle.
Hanna Grabowska-Macioszek