Tak komentuje obecnie przygotowania do świąt Marek Szołtysek, znany śląski gawędziarz, autor publikacji o tradycjach i obyczajach dawnego Górnego Śląska, w tym około świątecznych i noworocznych, które opisuje w książce „Śląskie Boże Narodzenie”.
Zdaniem Marka Szołtyska sami na siebie kręcimy bat drożyzny. Dawne Boże Narodzenie mimo, że mniej obfite w jadło wcale nie było mniej radosne. Jak mówi Marek Szołtysek, świąteczne potrawy były proste, skromne, ale za to naturalne i zdrowe. Z umiarem, a bez przesady, jak to dziś bywa. Więcej, więcej, a im bardziej udziwnione, tym nam się wydaje, że lepiej, smaczniej, a prawda jest zupełnie inna. Przypomni nam ją niewątpliwie nasz żołądek i kilogramy na cyferblacie wagi. – Tanie te święta były, bez wydziwiania, a ludzie mniej jedli, za to wspólnie radowali się z narodzin Chrystusa. Jedzenie było dodatkiem. Teraz sami dodajemy sobie kosztów, cuda jakieś wymyślamy: a to karp po grecku, a to po tatarsku. A potem nasza wątroba dzwoni po pogotowie. Potem, jak się obficie najemy, to stwierdzamy, że trzeba coś wypić i wtedy nasza trzustka dzwoni po pogotowie. A zamiast korzystać i czerpać z wiedzy i doświadczenia przodków, to na siłę ulepszamy. Mamy dobrą tradycję i trzymajmy się tego – stwierdza Marek Szołtysek.
Proste i skromne nie oznacza bynajmniej, że pospolite, czy jednakowe. Gawędziarz i publicysta zwraca uwagę na ogromną różnorodność potraw regionów Górnego Śląska. – Zupa z kwaka. Pierwszy raz o tym słyszę – mówi Marek Szołtysek. – Ale to zawsze jakaś nowa wiedza. My tak naprawdę nie wiemy, nie znamy świątecznych, wigilijnych potraw, które są u naszego sąsiada, a co dopiero na Żywiecczyźnie. Taka to właśnie jest ta różnorodność regionów Górnego Śląska. Warto ją poznać.
Hanna Grabowska-Macioszek