Zaginione skrzypce

18 października 2016

To miały być zwyczajne, ale długo oczekiwane wakacje. Ten rok szkolny był wyjątkowo męczący. Walczyłam o jak najlepsze świadectwo w gimnazjum i jednocześnie kończyłam edukację w szkole muzycznej.

 

skrzypceOstatni egzamin był trudny. Musiałam zagrać na skrzypcach trzecią część koncertu e-moll Komarowskiego. Byłam zdenerwowana, ale udało się. Pod salą czekali na mnie przyjaciele, którzy trzymali za mnie kciuki. Hura, udało się. Postanowiliśmy uczcić to pysznymi lodami. Wybraliśmy się do kawiarni Amadeo. Siedzieliśmy i smakowaliśmy lody. Futerał z moimi skrzypcami leżał pod kawiarnianym stolikiem. Było miło i wesoło. Gdy dochodziliśmy do przystanku autobusowego , zorientowałam się, że zapomniałam o skrzypcach. Biegiem wróciłam do kawiarni. Nie było ich pod stolikiem. Pobiegłam do obsługi, może ktoś je oddał. Niestety, nikt nie oddał, nikt niczego nie widział. Przepadły. Z trudem hamowałam łzy. Zadzwoniłam do domu. Rodzice szybko przyjechali. Mama przytuliła mnie mocno i obiecała, że na pewno się znajdą. Tata jeszcze raz rozmawiał z pracownikami restauracji. Kamień w wodę. Skrzypce zniknęły. Wtedy już nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Przypomniała mi się moja pierwsza lekcja skrzypiec. Miałam sześć lat i byłam wystraszona, ale moja pani okazała się bardzo miłą osobą. Od tamtego dnia gra na skrzypcach stała się moją pasją. Wróciłam wraz z rodzicami do domu. Następnego dnia poszłam na spacer. Było mi strasznie smutno przez to, że straciłam swoje skrzypce. Na ulicach było pusto, ponieważ pogoda była nie za ładna. Przechodziłam niedaleko kawiarni, w której wczoraj byłam wraz z przyjaciółmi kiedy ktoś zaczął krzyczeć.

-Hej dziewczyno zatrzymaj się! Zatrzymaj się proszę! – odwróciłam się i moim oczom ukazał się wysoki chłopak mniej więcej w moim wieku. Miał ubrany kaptur na głowie i rękę w gipsie.

-Mówiłeś do mnie? – odezwałam się kiedy ten był niedaleko. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego, a on zrzucił kaptur z głowy. Miał brązowe włosy z lekko przydługą grzywką i oczy tego samego koloru. Uśmiechnął się szeroko czemu towarzyszyły widoczne na policzkach dołeczki.

-Tak, tak. Mam coś co należy do Ciebie – mówiąc to zdjął z ramion szelki, których wcześniej nie zauważyłam i chwilę późnej moim oczom ukazał się futerał. Miał niebieski breloczek przy zamku, to musiały być moje skrzypce!

– Ale skąd ty je masz? – chłopak podał mi futerał, który bez zawahania od niego zabrałam.

-Byłem wczoraj w kawiarni. Widziałem Cię, a kiedy zobaczyłem, że ich zapomniałaś chciałem od razu je oddać. Zabrałem futerał i pobiegłem w stronę przystanku. Słyszałem jak rozmawialiście o tym, że nie możecie spóźnić się na autobus. Niestety kiedy biegłem ktoś na mnie wpadł przez co źle upadłem i złamałem rękę. Jakiś przypadkowy pan zabrał mnie do szpitala i nie było szans bym zwrócił ci je wczoraj. Pomyślałem, że dzisiaj tu wrócę i może cię spotkam. Chyba mam szczęścię.

-Tak, chyba oboje mamy szczęście. Mega się zamartwiałam, myślałam, że już nigdy ich nie zobaczę! Przykro mi jeżeli chodzi o rękę! Mam nadzieję, że szybko się zagoi.

-Nie pierwszy i nie ostatni raz miałem coś złamane. Nic mi nie jest – uśmiechnął się.

-No ja myślę – oboje się zaśmialiśmy.

-Zaprzyjaźnimy się? Od początku wpadłaś mi w oko – odgarnął włosy z czoła zdrową ręką. – Jestem Mateusz, może dostałbym twój numer telefonu?

-Mam na imię Monika, jasne! – podyktowałam mu swój numer telefonu. Chwilę tak jeszcze staliśmy i rozmawialiśmy.  Niestety moja mama zadzwoniła i powiedziała, że mam wracać. Pożegnałam się z brązowowłosym i powędrowałam w stronę przystanku autobusowego.

Kiedy wróciłam do domu opowiedziałam o wszystkim mamie. Była bardzo szczęśliwa, że odzyskałam skrzypce i zdobyłam nowego znajomego. Myślę, że Mateusz i ja będziemy dobrymi przyjaciółmi.

Tekst i foto: Monika Garwol