Samochodem na Soszów

7 maja 2018

Słaba sytuacja? No niestety! Coraz więcej „turystów” właśnie tak odwiedza tamtejsze kultowe schronisko.

 

Nie powiem, żebym sama nie była turystką bez wzięcia w cudzysłów. Jak moi wierni Czytelnicy zapewne wiedzą, zdobywanie górskich szczytów do moich ulubionych czynności nie należy. Niemniej będąc w ukochanym Jaworniku, na Soszów po prostu trzeba się wybrać. To podejście w sam raz dla mnie, bo gdy ktoś namawia mnie do zdobycia Czantorii, czy niedalekiego Stożka, wykazuję już mniej entuzjazmu, ale Soszów – zawsze – o każdej porze roku!

Trudno zliczyć, ile razy bywałam już na Soszowie. Przyznam szczerze, że już dawno straciłam rachubę i jeśli chodzi i profesjonalne wyposażenie do pokonywania tej trasy, mam niejedno za uszami. Moim ulubionym soszowskim obuwiem są na przykład sandały, albo heklowane baleriny, co niejednokrotnie już wzbudzało sensację wśród spotkanych po drodze innych turystów – takich już bardziej profesjonalnych. Na pewno nigdy jednak nie wjeżdżałam do schroniska samochodem. Kolejką i owszem – kiedy regenerowałam kontuzjowane po nartach kolano, ale autem (!?!)  Nie ma takiej opcji! Mimo, że prawie niemal cały szlak jest już wyasfaltowany (!), to taka forma górskiej wyprawy, napawa mnie obrzydzeniem i pogardą dla tych, którzy takiej formie hołdują i z niej korzystają. Niestety – takich przybywa, do czego niewątpliwie zachęca wspomniany już asfalt. No cóż zrobić… Asfaltowa droga na pewno jest ogromnym ułatwieniem dla tych, którzy przy szlaku mieszkają, bądź dla dostawców znajdujących się na Soszowie gastronomii. Dla turystów to słaba sytuacja, szczególnie dla tych, którzy szlak pokonują w sposób tradycyjny i przychodzi im wdychać wyziewy z wydechowej rury.

Hanna Grabowska-Macioszek