Po pierwsze… książki!

8 listopada 2017

Już niebawem Katowice staną się na kilka dni regionalną stolicą czytelnictwa, a wszystko za sprawą Śląskich Targów Książki, które już 10 listopada ruszają w Międzynarodowym Centrum Kongresowym.

 

Nie ma jak zapach nowej świeżej książki. To jeden z moich ulubionych aromatów, które towarzyszą mi, od kiedy chyba tylko nauczyłam się czytać. Obecnie, jak sądzę, nie każdy niestety go zna. Co kryje się za tak smutnym obrazem czytelniczej rzeczywistości? Mam nadzieję, że nie przykry fakt, że dziś po prostu nie czytamy. Odrzucam go z obrzydzeniem. Wierzę bowiem w to, że każdy, a przynajmniej ten, kto uważa się za osobę inteligentną, czyta. Nie kolorowe nierzadko durne tabloidy, w których treści, jak na lekarstwo, ale książki. Tak książki właśnie.

– O znowu przyszła ta psychicznie chora dziewczynka, która czyta takie dziwne książki – czułam na sobie zniechęcony wzrok mojej szkolnej bibliotekarki, kiedy po raz kolejny prosiłam o wypożyczenie książki, nie będącej w spisie lektur obowiązkowych. – Ale tobie chyba się pomyliło, to opowiadania Borowskiego macie teraz czytać, a nie Żeromskiego – usiłowała przekonać mnie bibliotekarka – Borowskiego już przeczytałam, a teraz poproszę o Żeromskiego – nie dawałam za wygraną. Niechętnie, ale podniosła się z krzesła, by przynieść dla mnie tę książkę, ale kiedy poprosiłam o „Popioły”, straciła cierpliwość. – Tego już dawno nikt nie wypożyczał, nie wiem nawet, czy ta książka jeszcze jest w naszych zbiorach. – To niech pani poszuka, a ja przyjdę na następnej przerwie – odpowiedziałam. Jakiś cud sprawił, że owa książka się jednak znalazła. Faktycznie nieco sfatygowana i zakurzona, ale najważniejsze, że była. Tak bywało niemal za każdym razem, gdy odwiedzałam szkolną bibliotekę z chęci przeczytania niemal całej słynnej klasyki. Entuzjazm pani bibliotekarki był prawdziwie „porywający”, ale nie udało jej się zniechęcić mnie do czytania.

Zapachu nowej książki na pewno w bibliotece nie było. Był za to niejednokrotnie stary pożółkły papier. Każdą kolejną stronę trzeba było odwracać bardzo delikatnie, by nie ukruszyć kartki. To cudowny urok tamtych lat.

Do moich wątpliwości, co do poziomu wiedzy na temat zapachu nowej książki, dochodzi zatem jeszcze znajomość dotyku tych starych pożółkłych kart. I jak sądzę ewentualny brak tej znajomości nie jest wynikiem tego, że dziś nie czytamy, choć na pewno nie każdy jest psychicznie chorą dziewczynką, czytającą takie „dziwne” książki.

Możemy nie znać ani zapachu, ani dotyku książek ponieważ obecnie panuje moda na sieć, czyli książki elektroniczne. Ich plus? Nie kurzą się na pewno na naszych półkach. Świetnie też znamy na pewno uczucie przesuwania kolejnych stron na ekranie naszego e-booka, czy ma on jakiś zapach? Raczej nie sądzę. Być może łatwiej zabrać go w podróż, niż taszczyć kilkukilogramową knigę. Być może mniej niszczy wzrok, niż czytana z latarką pod kołdrą książka? A może bardziej? Być może…

Można jeszcze rozważać, co jest trwalsze? Nośnik elektroniczny, czy papier? Historia papieru daje odpowiedź jednoznaczną. A bardziej dociekliwych odsyłam na Śląskie Targi Książki. Tam z pewnością znajdziemy odpowiedź na to pytanie i pewnie wiele innych dotyczących książek właśnie.

Hanna Grabowska-Macioszek