Kraków forever

27 listopada 2017

Jeszcze nigdy wcześniej nie wyglądał tak dostojnie. Na progu zimy oświetlony promieniami słońca zauroczył mnie po raz kolejny.

 

Trudno zliczyć, ile to już razy byłam w Krakowie? Pierwsze wyjazdy do dawnej historycznej stolicy Polski, rozpoczęłam jako zupełnie nieduża dziewczynka. Teraz kiedy zupełnie niedużą dziewczynką już dawno nie jestem, odwiedzam to miasto zawsze nadal bardzo chętnie. Tu sprawdza się znakomicie stare przysłowie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie…” Tak na pewno jest w moim przypadku. Jako dziecko bywałam w Krakowie tak często, że będąc dorosłą, z ogromnym sentymentem stale myślę o nim.

Miłością do tego miasta zaraziła mnie przed laty moja babcia. To właśnie dzięki niej poznałam najliczniejsze i najważniejsze zakamarki Krakowa, ich ciekawą historię, legendy wokół nich krążące i piękną architekturę. Nasze wizyty w Krakowie miały przeważnie związek z pracą zawodową mojego dziadka. Kiedy dziadek na długie godziny znikał w murach Akademii Sztuk Pięknych, wspólnie z babcią ruszałyśmy na podbój Krakowa, bardzo dokładnie i szczegółowo zwiedzając to, co babcia akurat na daną wizytę zaplanowała. Moje wówczas małe nóżki przeżywały niekiedy prawdziwe katusze, dreptając dzielnie cały dzień. Niemniej po latach, doceniam ten fakt  i bardzo się cieszę, że Kraków znam właściwie bardzo dobrze. I to nie tylko od strony zabytkowej, tej bardziej rozrywkowej i gastronomicznej także. To już nie za sprawą babci…

Tym razem jednak podczas niedawnej wizyty już z moją rodziną, zachwycił mnie jak rzadko kiedy wcześniej. Przed zbliżającym się wielkimi krokami Bożym Narodzeniem, wygląda bowiem zjawiskowo. Przy odrobinie szczęścia można ujrzeć tę okazałość w promieniach słońca. Skąpany w nich Wawel, przy odczuwalnym już mroźnym powietrzu, po prostu trzeba zobaczyć niezależnie od ilości wcześniejszych na nim odwiedzin. Słońce i to surowe powietrze stwarzają klimat niezwykły.

Można śmiało powiedzieć, że w Krakowie przygotowania do świąt ruszyły już pełną parą. Cały Rynek oblegają rozliczni turyści z najbardziej odległych zakątków świata, by oko świątecznymi cudami bożonarodzeniowego jarmarku ucieszyć, a i nie tylko oko, bo chętnych do zakupów nie brakuje. Choć jak sadzę 100 zł za skądinąd śliczną matrioszkę, to nieco według mnie za dużo. Myślę jednak, że znajdą się i tacy, którzy kupią ją, by sprawić komuś, lub sobie gwiazdkowy upominek. W powietrzu unosi się przyjemny zapach pierników, grzanego wina i innych zimowych przysmaków. Jest pięknie, kolorowo, radośnie. Dokładnie tak, jak powinno być w okresie świąteczno-noworocznym. Co ciekawe – uznany przez media i chyba także społeczeństwo coroczny znak rozpoznawczy, że zbliża się Boże Narodzenie, czyli piosenka „Last Christmas”  – usłyszałam w tym roku przed świętami po raz pierwszy właśnie w Krakowie, kiedy przemierzałam tamtejsze Sukiennice. Na pewno zapamiętam ten przezabawny epizod. Teraz nie mam już wątpliwości – Boże Narodzenie wnet. Żal trochę tylko Mickiewicza. Biednego wieszcza, wciśniętego pomiędzy okazałe stragany, trzeba szukać pomiędzy bombkami, choinkami, futrami serwetami i innymi bibelotami. No trudno, jak sądzę przeżyje te kilka tygodni z charakterystyczną dla siebie godnością.

O tym, że Kraków warto odwiedzać o każdej porze roku, przekonywać nikogo chyba nie trzeba. Polecam jednak wybrać się tam już niebawem, na niecodzienną wystawę bożonarodzeniowych szopek krakowskich. Tak pięknie i misternie wykonanych prac nie znajdziemy nigdzie indziej.

Bez wątpienia to jedno z moich ukochanych miejsc, do których mogę powracać stale. Jednak mieszkać bym w nim nie chciała. Co z pewnością zdziwi wielu moich Czytelników, a i pewnie nie tylko ich, nie wyobrażam sobie żyć poza innym miastem niż Katowice. Do nich z jakże pięknego Krakowa i nie tylko Krakowa, wracam zawsze niezmiennie tym chętniej.

Hanna Grabowska-Macioszek